Z pamiętnika buntownika
Mam ksywę: buntownik. Nie żeby ktoś tak na mnie wołał. Sam ją sobie nadałem. Dziwne? Obiecuję, że stanie się jeszcze dziwniejsze. Wkurza mnie trochę ta etykietka, nie powiem, co nie zmienia jednak faktu, że idealnie oddaje całego mnie. Niesamowite. Przypinam mojej osobie łatkę, która dodatkowo mnie denerwuje. To tak jak bym nie miał co robić i szukał na siłę problemów. Lecz nie do końca tak jest. Dlaczego? Pozwólcie, że wam wyjaśnię. Czasami to, co robimy, a raczej to o czym myślimy i czego nie robimy, klasyfikuje niejako nas z automatu. I sądzę, że padłem właśnie ofiarą takiej klasyfikacji. Ale nie o etykietach, łatkach i tym podobnych chcę tutaj mówić.
Zacznijmy po kolei. Co to znaczy buntować się? W końcu buntować może się nawet małe dziecko, które nie ma ochoty na jedzenie tudzież ośmiolatek, co nie sprząta w swoim pokoju. Samo słowo wzbudza raczej uśmiech niż grozę. I w tym tkwi cały szkopuł. „Buntownik” nie jest tak bardzo nacechowane emocjonalnie, jak bym chciał. Ot buntownik, po prostu. Słyszymy i wracamy do swoich spraw. Tragizm sytuacji. Oczywiście, przyjdzie zaraz ktoś mądry, kto powie: Dziecko, a co ty możesz wiedzieć o prawdziwym cierpieniu. Znowu coś sobie wymyślasz. Spójrz na ludzi chorych na raka. Może to cię trochę uświadomi. I fakt. Bycie nieuleczalnie chorym to jak najbardziej powód do wielkiego smutku. Nie neguję tego. Ale z drugiej strony każdy ma swoje mniejsze lub większe problemy, którymi żyje.
Tak, jak już wcześniej wspomniałem, uważam się za buntownika. Nie oznacza to, że mam ochotę pójść i wybić parę szyb w sklepie lub dopuścić się narodowej zdrady. I pewnie nadal niektórzy zachodzą w głowę i pytają z czym ty człowieku do cholery masz problem. Po części już to wyjaśniłem, ale przedstawię jeszcze najzabawniejszy paradoks całej sprawy.
Otóż ci, którzy będą cię krytykować, to wcale nie będą osoby rozważne i konserwatywne, tylko inni „prawdziwi” buntownicy, co mają w rubrykach kradzieże i rozboje. Ta pierwsza grupa nie wyrzuci czegoś w stylu, że za mało w dzieciństwie cię bito po tyłku, a poklepie cię po ramieniu i z uśmiechem na twarzy będzie mówić truizmy, że to jest jak najbardziej naturalne szukanie swojej drogi i tak właśnie wygląda proces kształtowania się człowieka i bla bla bla. Niektórzy dodadzą jeszcze, że gdyby młodzież się nie buntowała, to nadal siedzielibyśmy w jaskiniach i nie znali koła. O ironio. Z kolei ci rasowi rozbójnicy skrytykują cię po całości. Wyśmieją i powiedzą, że wcale nie jesteś buntownikiem, bo niczego zabronionego i niemoralnego w swoim życiu się nie dopuściłeś. A w ogóle to jesteś śmieszny, bo wyrażasz siebie poprzez jakąś zasraną sztukę, np. pisanie wierszy, muzykę bądź malowanie. Nie żeby coś, ale mam takie jedno pytanie do tych zawodowych łobuzów. Co wam to dało, że wyszliście na ulicę, wykrzyczeliście się i pobiliście kijem bejsbolowym jakąś miernotę. Po co? W imię jakiegoś głupiego uzewnętrzniania emocji? Ulżyło? Siedzicie pewnie teraz za kratkami. A ja w najgorszym przypadku zostaję co najwyżej ze swoimi durnowatymi problemami typu: czy powinienem się nazywać buntownikiem, czy też nie.
Data dodania | 2020-12-30 12:54 |
Kategoria | |
Autor | Chochlik |
O autorze Wszystkie opowiadania
Komentarze
(Komentarze mogą dodawać jedynie zalogowani użytkownicy)