Pożegnania
Tęsknię za jego karteczkami, ręcznie pisanymi, które zwykle znajdowałam podczas śniadania pod słoiczkiem z miodem. Nie wyobrażam sobie śniadania bez tego przysmaku. Swoimi krótkimi notatkami zawsze był przynajmniej o jeden sezon do przodu. Zimą pisał mi już o wiośnie, aby ukryć swój smutek i melancholiczny nastrój. Ciemne dni, zimne noce i wyjący wiatr w ogrodzie – to bardzo go przygnębiało. Jego delikatna natura potrzebowała ciepła.
Najtrudniejszym okresem był adwent. Do Bożego Narodzenia noce dłużyły się w nieskończoność. Tylko sztuczne światło rozjaśniało dnie, a kominek ogrzewał nastroje. Po Nowym Roku dni skokiem się przedłużały, a biała warstwa śniegu iskrzyła się nocą w jasnym świetle księżyca jakoś tajemniczo.
Czytanie książek każdego ranka po śniadaniu na werandzie, a latem w ogrodzie, to już był taki nasz rytuał. Odkryłam, że te poranne rytuały dobrze mu robią. Jego oczy rozjaśniły się, nabrały ciepła. Był zauważalnie szczęśliwszy, tak, pełen nadziei.
Zauważyłam to i odetchnęłam z ulgą. Ale niedługo, bowiem wyczułam w jego słowach pewną niecierpliwość.
„Może ma to związek ze zmianami w przyrodzie?” – pomyślałam trochę zmartwiona.
Na zewnątrz, w ogrodzie, nieskazitelna zimowa czystość stopniowo zanikała. Ten brudny śnieg trzeba było jakoś znieść. Ale przynajmniej słońce częściej pokazywało swoją lepszą stronę, jakby chciało przeprosić za czas zimowej słabości. Któregoś dnia w ogrodzie, pod kuchennym oknem, przy nagrzanej słońcem ścianie dostrzegłam białe zwiastuny wiosny, pierwsze przebiśniegi, a następnego ranka, zupełnie niespodziewanie, powitały mnie na kuchennym stole trzy piękne krokusiki. Stały w kieliszku obok słoika z miodem, którego szklaną pokrywkę zdobiła złota pszczółka.
To była dla mnie najlepsza wiadomość tej wiosny. Wkrótce zazieleniła się cała przyroda. Ale nie tylko przyroda się obudziła. W powietrzu unosiła się nadzieja. Czułam, że wrócił, całkowicie wrócił do mnie. Miałam wrażenie, że wygrał tę walkę o życie. Ostatecznie.
To lato jednak trwało zbyt krótko, dla mnie za krótko, ale było najpiękniejsze ze wszystkich, które przeżyliśmy razem. Zrelaksowana i pełna lekkości delektowałam się tą atmosferą. Wkrótce ogród ukazał się w swojej całej okazałości. Wspólne, spokojne wieczory, odurzały zapachem ziół, a ogólne poczucie szczęścia wywołały chyba chaos w moim odczuciu, silne oddziaływały na moje zmysły i sprawiły, że nawet nie przypuszczałam zbliżającej sie katastrofy.
A może on tak dobrze ukrywał przed mną prawdziwy stan zdrowia, żeby mnie nie martwic?
Przechytrzył mnie i czekał tylko na odpowiedni moment, aby pożegnać się z latem i ze mną.
Właściwie, po latach, mogę go nawet zrozumieć, ale wtedy byłam zdruzgotana.
"On bał się po prostu ponownego spotkania z jesienią i zimą", naprawdę czasem tak myślałam.
Ale o zbliżającej się rocznicy ślubu nie zapomniał. Tego dnia rano goniec przyniósł mi pęk czerwonych róż. Widocznie zamówił je wcześniej.
To była jego ostatnia wiadomość, napisana odręcznie na dołączonej do bukietu karteczce.
Data dodania | 2023-10-27 14:08 |
Kategoria | Różne |
Autor | LydiaDel |
O autorze Wszystkie opowiadania
Komentarze
(Komentarze mogą dodawać jedynie zalogowani użytkownicy)